Pampalini Łowca Zwierząt obudził się sromotnie w dniu swoich czterdziestych siódmych urodzin. Przeciągnął się przeciągle i pomyślał: JAJECZNICA. Jak pomyślał, tak se zrobił. Ubił jajo jedno i drugie, po czym zasmażając to sprytnie na patelni żeliwnej uśmiechnął się do siebie - zapach go ukoił, a pogoda po oczach słonecznym promieniem poczęstowała. Zjadłszy przysmażane dary kurze i mając już dość poczęstunków na ten poranek, wsiadł na swojego nosorożca, który zaparkowany stał pod jego wigwamem, i zapodawszy mu z buta, ruszył do kryjówki Czarnego Króla Papuasa.
Miał chęć na rozmowę. A rozmowa rozwija i roznieca chęć zdobywania wiedzy. Pampalini tego zapragnął i miał do tego prawo. Zwłaszcza, że to jego urodziny.
Poczekał grzecznie w kolejce, którą ustanowiła sekretarka Malpanaokonasrala, i gdy wszedł do gabinetu ze słomy uściskał serdecznego przyjaciela Czarnego Króla Papuasa.
Gdy usiadł na słomianej leżance, Czarny Król Papsas spytał go:
- Z czym przybywasz o Pampalini Łowco Zwierząt?
Ten mu rzekł:
- Z platfusem, ale oprócz tego mam do Ciebie sprawę.
Się Król zamyślił.
- Widzę, że myślisz o Królu - odparł na zamyślenie Pampalini i od razu poczuł, że palnął FOPA!
- To tylko prostata mi doskwiera - odparł Król.
- Cieszę się, że to nie afrykański tyfus z Zimbabwe - dyplomatycznie szepnął Pampalini. Przyjaźń przyjaźnią ale maniery muszą pozostać nieskalane. - Mógłbyś w końcu mieć krosty a tak to tylko problemy z sikaniem.
- Masz rację o Pampalini, ale doskwiera mi tak na prawdę gorączka sobotniej nocy, która przyszła do mnie w zeszły czwartek!
- To doprawdy straszne! - zatrwożył się Pampalini - Ostatnio czułem się źle mając spadek ciśnienia we wtorek! Ale w czwartek to wręcz niedopuszczalne!
- No i o tym właśnie mówię! Zwłaszcza, że w sobotę planowałem polecieć moją paralotnią nad puszczę rozpustną i sprawdzić stan karmników ptaków Emu, które oszalały i nie chcą już znosić jaj dla mniejszości seksualnych mojego kraju!
- Ależ Królu przecież tam panuje lato!
- No i właśnie dlatego, szal chciałem sobie ukręcić z włókien bambusu, a te nagle przekwitły, pochyliły sie i zmarły!
Pampalini poczuł, że sprawa, z którą przybywa jest nikła i nic nie znacząca... Zapłakał nad losem Króla...
- Nie płacz, bo dziś jest środa i pecha to przynosi! - rzekł Król.
- Kiedy nie mogę się opanować jak pomyślę o poziomkach, które przez to lato się zarumienią średnio a nie złociście, i nie w poniedziałek, co zwykle im szczęście przynosi!
- To ma być problem?!? Ostatnio odkryłem u siebie BRODAWKĘ!!! Najgorsze jest to, że ona pojawia się i znika. Zawsze przed 20 wieczór i TO CODZIENNIE! Zacząłem już TO nazywać Panem Brodawką! Przychodzi do mnie i mówi do mnie głosem z brukowców, by potem zniknąć i nie wracać do dnia następnego... Czasem gubi parasol!
- Parasol?!? To straszne!
- Straszna to jest wojna w Iraku! Żyję w buszu i go nienawidzę! Jam to, czy nie ja!?!
Pampalini zamyślił się roboczo... Król wszedł na grunt grząski... Pampalini przypomniał się że ma urodziny i w tej sprawie przyszedł do króla...
- Przepraszam Królu, ale mam urodziny i dlatego przyszedłem. Mam do Ciebie prośbę o prezent na tę okazję.
- Co tylko zapragniesz drogi Pampalini! Kocham Cię jak brata, a nawet jak mojego pancernika!
Pampalini się zaczerwienił, wiedząc, że lepszego komplementu nie otrzyma.
- Chciałbym odnaleźć miłość, a ponoć tylko w Wenezueli ta prawdziwa istnieje!
- Chciałbyś wizę?
- Bardzo Królu!
- No, ale dzisiaj jest środa!
- No racja. To ja rok poczekam. Będzie czwartek.
- Pampalini, ty to jednak masz łeb!
- A tam Królu! Wodogłowie to nie wszystko!
KONIEC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz