czwartek, 3 lipca 2008

O Modernizacji Parszywej, jej siostrze Restrukturyzacji Podłej, co ni Boga ni ludzi kochać nie potrafiły...

Stało się... Zakwitł dzień piękny, naznaczony jeno smrodkiem psich kup, które fetor wydzielać zaczęły w pierwszych promieniach słońca, co po zimie nadeszły. Dzieci na pysiach szczery uśmiech miały, a w głowie jeno pstro leniwe, co w bestroskę życie zamienia. Chmurki leniwie pieściły błekitne poletko Pana Boga Naszego, który zasiadł za parawanem własnego rozleniwienia, rodząc jedną myśl tylko:

- aaaaa... nic nie robię... w dupie to mam...

Jak powiedział, tak sie stało - i cały świat pokryły mroczne, nieprzeniknione, ciemne ciemności!

Zło największe się rozpanoszyło (po omacku rzecz jasna) po niewinnym padole. Wychylając sie nagle zza rogu, robiło potworne: BUUU!!!, doprowadzając malutkie dziewczynki do wyzbycia się wszelkich płynów. Rzucając się z wiaty przystanku, przeraźliwie jodłując po hiszpańsku, wprawiało babcie i dziadków w nieme osłupienie i nikt już nie zauważał różnicy pomiędzy słupkiem rtęci, pręcikiem kwiatka i moszna Pana Burmistrza. Takie to straszne było wszystko!

Jeszcze gorsze, że najstraszniejsza ze strasznych rzeczy była dopiero przed nami wszystkimi!

W budynki biurowców wdarły się dwie krwiożercze siostry (jak w tytule bo mi sie nie chce pisać raz jeszcze)!!! Jedna miała butną minę, druga minorowe buty! Ta z lewej wzrok nieczysty, ta z prawej czystą pod pachą. A pachy obu sióstr niosły ze sobą istny żar tropików!

CDN...............................

Siostry weszły w przestrzenie firm nieprzebranych, po czym znienacka wzrok ich przykuł składzik na pościel i środki czystości, który drzemał sobie zapomniany w rogu ściany. Kierowane nieodpartą ochotą by tam zajrzeć, zrobiły to, a rozmiar czystości tej przestrzeni zgniótł je w kostkę róbika, której nikt nie potrafił ułożyć.
W końcu ktoś ją wyrzucił do śmieci, które standardowym kursem udały się na wysypisko, gdzie znalazł je jakiś kloszard. Że inteligencję miał na poziomie 6 tanich win to ją wyrzucił. Nieopatrznie wpadła w dziurę w ziemi, która prowadziła do samego jądra ziemi.
Siostry się spaliły a ich dusze czekają na lepsze czasy, kiedy będą mogły powrócić i znów zastraszyć podrzędnych pracowników harujących za marne pensje...

Nie no rzadkie to było ale pierwotna koncepcja spowodowana stresem autora nieco się sypnęła....
Koniec pierwotny zmieniony został, więc cieszcie się nim dziatki, pomimo, że jest on krótszy i twórczy też, co nieco ;)

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Krótko na początek...

W karnawale światła zgasły!
Trzasły, prasły i się spasły,
wonią stęchłą i zmierzwioną.
Chcę Cię schłostać moja żono! -
krzyknął Henio, po czym zgasł,
bo go trzasła myśl - szast prast,
że go żona w karnawale,
zdradza w szale dość niedbale!

Śmiem zrozumieć uniesienie,
rządzę, pot i mdłe nasienie,
ale żeby w karnawale?!?
Tak nieczule i ospale?!?
Trzeba by tu wielkich mas!
które by Ci tak szast prast
pokazały czym jest zdrada
byś z uczuciem dała zada!

Henio w karnawale zszedł,
zanim zszedł to nieco zbledł...
lecz cóż chłopak zrobić miał,
gdy miał zęby na przemiał
a cna żona, choć ochoczo
zdrady doznać wciąż uroczo
chciała. Z jękiem, i z przepychem
dziką noc miała ze Zdzichem.



Przekaz był - sensu nie :P
jak zwykle nie zamierzam poprawiać ale jak na coś co powstało po LATACH przerwy może i nie jest złe - na pewno jest bez sensu więc idei się trzyma :D
pozdrawiam i normalnie pisać banialuki zaczynam ponownie :D